12/12/2013

Kontakt Kochania ze światem

Tym razem będzie o naturze jednego człowieka, bliskiego mi człowieka, a mianowicie na pewnych cechach charakteru mojego Kochania. Skłoniła mnie do tego ostania nasza wspólna rozmowa na Skypie oraz kilka wcześniejszych uwag naszych znajomych. Zacznę może od tych uwag, a następnie przejdę do owej rozmowy. Mamy znajomych, z którymi spotykamy się raz na jakiś czas, pomiędzy spotkaniami utrzymujemy kontakt przesyłając sobie wiadomości przez internet. Po co o tym wspomniałem, przecież to nic specjalnie nienormalnego w tych czasach. A dlatego, że od czasu do czasu dostaję to od jednego, a to od drugiego znajomego, wiadomość z pytaniem czy się na niego/na nich obraziliśmy. Po przeczytaniu takiej informacji w mojej głowie pojawia się taki wielki „?" a twarz wykrzywia w grymasie zaskoczenia. Pytam więc, dlaczego sądzą, że się na niech obraziliśmy. I w odpowiedzi otrzymuję wiadomość, bo pisałem do twojego faceta a on nie odpisał. Jako, że znam już trochę mojego faceta, to wiem że jest to możliwe. Grzecznie tłumaczę, że nie jesteśmy obrażeni, że Kochanie już tak ma. Nie jednokrotnie już z nim rozmawiałem na temat nie odsyłania odpowiedzi na wiadomości od znajomych i za każdym razem słyszałem, bo ja wolę pisać o konkretach, a nie pisanie „o pogodzie" (pogoda to tylko przykład ;) ). Ja już się prawie do tego przyzwyczaiłem, ale dzisiejsza rozmowa przekonała mnie, że jednak „prawie" jest jeszcze we mnie. Otóż rozmawiamy sobie o planach na sobotę, czy wybrać się może do Łodzi, czy jednak zostać w domu. Do tego tematu mamy „podejście dziewicy" czyli i chciałabym i się boję. No w naszym przypadku i chciałabym i szkoda pieniędzy (można je spożytkować inaczej – kilka pomysłów na nowe zabawki mam już w głowie). Wywnętrzam się przez Skypa dalej, że faktycznie wolałbym pieniądze które stracimy w Łodzi przeznaczyć na coś innego, a z drugiej strony boję się, że mnie dopadnie schiza z poprzedniej soboty. Schiza dotyczyła gnicia w sobotni wieczór w domu, daleko od miasta (całe 15km). Fakt wywiązała się z tego kłótnia, która oczyściła całą sytuację i pozwoliła dużo wyjaśnić. Rozpisuję się o tych wszystkich moich emocjach jakie towarzyszyły mi wtedy, o obawach i rozterkach. Jaką zwrotną informację dostaję? – „Zaraz się zbieram i jadę do Krakowa, odwieść twojego brata i kupić jedzenie dla kotów". Najlepsze jest to że doskonale wiem, że i mój brat mógłby poczekać te 20 minut i koty z żarciem również.
A co do tej soboty to można by pomyśleć, czego tutaj się obawiać, przecież można wcześniej zaplanować sobotni wieczór i trzymać się planu. Ano można jak się zna większość zmiennych. A na tą sobotę to jak na razie mamy zaplanowany powrót Kochania z delegacji nie za bardzo wiadomo o której godzinie będzie w domu i czy będzie bardzo zmęczony czy tylko troszeczkę. Czy będzie mu się jeszcze coś chciało, czy też już będzie miał wszystkiego dość i jestem w stanie go zrozumieć w końcu przejechanie pół Polski samochodem przy warunkach takich jakie są obecnie i nie tylko chodzi mi o warunki pogodowe nie należy do najprostszych. No nic, będę musiał sobie jakieś zajęcie wymyśleć i na piątkowy wieczór i na sobotę. Aha, sprzątanie zaplanowałem na czwartek wieczór ;).
Nie mogę tak do końca "wieszać psów" na Kochaniu. Ma też swoje zalety. Jest świetnym organizatorem. Potrafi planować wszelkie wydarzenia. W "konkretach" jest bardzo dobry. Ot, coś za coś.